Właśnie - zacznę od tego, co nie pozytywnego zauważyłam, ale dzięki temu skończę dobrym ;)
Co nieco poschło lub obmarzło, trudno powiedzieć. Inne atakowane prze choroby chyba albo po prostu starość (albo to i to).
Jabłonka papierówka, w zeszłym roku obrodziła tak pięknie, ale kora zaczęła jej odpadać już na jesień. Wykorzystałam wtedy tą maść, co się na ucięte gałęzie nakłada, niestety część jabłonki obumiera mi i chyba będę musiała gałęzie wyciąć.

A to stan z teraz - gałęzie suche i nie ma pączków.

Podobnie pączków nie ma cała morela - cała! Jej kora ma czarne plamy i wygląda, że umarła, bo jej sąsiadka - ta sama odmiana, już kwitnie (co prawda też słabo, ale daje radę). Może nornice, a może jaki grzyb... To największe zaskoczenie, bo nic się złego z nią nie działo do tej pory.

A róże chyba przemarzły, przyznaję - nie okrywałam, ale też aż takich mrozów nie było - parę dni dało czadu no i widocznie się to odbiło na różach. Za to widać, że puszczają gdzieniegdzie, więc nadzieja jest :)


Jedna czarna porzeczka chyba padła i w ogóle nie wiem, czemu, bo nornice porzeczek czarnych ponoć nie tykają, a czy uschła? Dziwne... Daję jej jeszcze czas, nie znam odmian tych porzeczek - były tu, jak przyszłam, może jeszcze odbije...

Ucierpiały też chyba obie krzewuszki... Listki pojawiły się tylko na niektórych gałęziach.

A tu proszę taka ciekawostka - co mi chrupie lilie i czosnki? :) Ktoś wie?


Ach, i jeszcze czereśnia chyba uschła lub korzenie zostały wcięte przez nornice... zdjęcia nie zrobiłam :(.
A teraz dla odmiany, co dobrego :)
Tulipany oczywiście wychodzą i zaczynają kwitnąć.



I narcyzy.


Niektóre części ogrodu pięknie się zadarniły... tak to jest, jak się nie plewi kompulsywnie :)

Jakie piękne są szachownice kostkowe.

Idą hosty,

rabarbar,

kwitną wiśnie, czereśnie, brzoskwinia i tawuły...

I łubin wychodzi, który posiałam wśród trawy dla zadarnienia i użyźnienia.

Ile człowiek odkrywa, jak z kopaczką nie lata i nie plewi... To jest do tej pory numer jeden odkrycie permakulturowe tego sezonu! :D
A na koniec dnia deser bananowy z czekoladą na grillu... :)

Joanna.
Deser pyszny aż mi się zachciało grila :-)
OdpowiedzUsuńTak mi się szkoda zrobiło twoich roślinek, dałabym im czasu, bardzo dużo czasu, poobcinalabym co nie co, tak jak z krzewuszkami zrobiłam, nawet je poprzesadzalam, i pilnuje, bo tak mi szkoda, dużo przemarzlo, to powycinalam zwlaszcza róże, nie bój sie cięcia, przesadzania, ostro trzeba i pogrozic trochę lawenda:-) pozdrawiam
dzięki Agata. dam im czas, nie wycinam, nie wyrywam - róże odbijają, krzewuszki też żyją, jabłonka... zobaczymy :) postaram się im stworzyć dobre środowisko.
UsuńWitam. Większość czasu dzisiejszego dnia spędziłam na tym blogu. Przywiodła mnie tu kędzierzawość brzoskwiń. Kiedy poczytałam o antidotach na tę przypadłość zostałam i tak kawałkami czytam między ogrodem, obiadem i takimi tam. Wielkie dzięki za atmosferę tu panującą, aż chce się znów wyjść do ogrodu. Blog ogólnie podnosi na duchu zniechęconego ogrodnika. Dzięki. Agnieszka.
OdpowiedzUsuńP.s.: będę tu bywać.
Agnieszko, bardzo mi miło się zrobiło - dziękuję! :)
UsuńRzeczywiście, w ogrodzie trzeba nauczyć się trochę "płynąć", cieszyć się tym co jest. Dla nas ogrodników, to czasem trudne, bo "szewc bez butów chodzi" ;). Deser wypróbuję przy najbliższej grilowej okazji ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
To prawda, czasem trudno się powstrzymać od "porządkowania" i zrozumieć, że ten porządek już jest idealny, jaki powinien być... :) pozdrawiam.
UsuńDzięki za ten wpis. To był, także dla mnie, pierwszy rok w którym rzeczywiście skupiony byłem na pięknie swojego ogrodu, a nie tylko na tym "ile to jeszcze trzeba zrobić".
OdpowiedzUsuńWynika z tego, że nie tylko ja mam takie przemyślenia. Dzięki :)
Przemyślenia i doświadczenia chyba też? :) pozdrawiam.
Usuń